Kilka lat temu
pracowałam w teatrze. Do dziś pozostał mi wielki sentyment do tego miejsca. Z
czasów „teatralnych” szczególnie wspominam dwa smaki. Smak chluby cateringu-bowle
malinowej, która była serwowana każdego wieczora oraz smak pizzy, którą
jadłyśmy z dziewczynami po pracy w letnie wieczory u sąsiadującego z teatrem
Włocha. Bowle przyrządzam zazwyczaj na szczególne okazje. Odkąd piszę nie
pojawiła się jeszcze taka okazja, ale pewnie niebawem się pojawi. Wtedy
podzielę się z Wami tym przepisem. A dziś czas na niesamowicie prostą pizzę, po
której najlepiej nie pojawiać się na mieście. Ale cóż na to poradzę, że to moje
ulubione składniki?
Potrzebować
będziemy:
ciasto na pizzę
3 łyżki oliwy z oliwek
3 ząbki czosnku
ser do pizzy
Czosnek siekamy lub przecieramy przez
preskę, mieszamy z oliwą i rozprowadzamy po cieście. Posypujemy serem, każdy
tyle, ile lubi. U mnie jest to cała masa. :) Cebulę kroimy w cieńkie plasterki.
Posypujemy nimi pizzę, która następnie
trafia do piekarnika rozgrzanego do 200°. Pieczemy aż się pięknie zazłoci.
Poproszenie u Włocha o keczup powiązanane było z obrażonym spojrzeniem
podającego. Na szczęście w domu nic takiego mi nie grozi, więc podaję ją z
keczupem lub sosem pomidorowym z ziołami. Do tego oczywiście zimne piwo,
idealne na obecne upały.
Smacznego!